Przejdź do głównej zawartości

Zaczynam


Stało się. Obsesyjne pożądanie sławy lub też zwykła potrzeba postukania w klawiaturkę okazały się być wystarczającym ładunkiem by złamać mój opór. Rozpoczynam żmudną robotę produkowania własnego bloga. Wzbraniałem się przed wyzwaniem szmat czasu, albowiem gdyż stosunek do twórczości wszelkiej blogerskiej mam mocno ostrożny od kiedy twórczość owa eksplodowała do granic niespotykanych. Niestety przypadki nie pojedyncze dowodzą, że działalności takiej niektórym  należałoby zakazać. Obawa, że i ja dołączę do tego grona duża, ale na lament za późno. Zacząłem atakować świat swą twórczością, będę więc ciągnął. Przynajmniej przez czas jakiś, dopóki internetu mi nie odetną.

Póki co, frajdy największej dostarczyło mi formatowanie osobistego sznytu własnego bloga. Dobierał ja sobie kolorki, miksował kolumnami, żonglował czcionkami itp., itd. Niestety, nie wszystko jeszcze mam obcykane na tip-top, bo czas nagli, a produkcja musi iść. Zdarzyć się zatem może czasem – jak to w życiu - mały zonk. Proszę więc wstrzymać niepochlebne opinie, nie wskazywać zafajdanymi paluchami z satysfakcją, nie szeptać w kuluarach „o, a tu Wilkowi coś się rozjechało”, tylko grzecznie zasugerować, że coś jest nie halo. Poprawię.
Uwagi, rady, komentarze, sugestie przyjmuje - oczywista to sprawa – z należytą skruchą. Nie mniej by jasny pogląd sytuacji w umysłach pozostawić, tylko te pozytywne – uwagi, rady, komentarze, sugestie - są mile widziane. Choćby przez wzgląd na nasze dalsze kontakty. Ślijcie więc hymny, piszcie pochwały, bo łasy jestem pochlebstw.

O czym będę pisał?
Nie Singapur głównym bohaterem moich opowieści będzie. Choć zdarzy się nie raz i nie dwa, że i on wystąpi w głównej roli. Trudno od niego uciec, wszak tu mieszkamy (póki co). Chociaż perełki z życia singapurskiego wzięte, starał się będę wyciągać, to najwięcej mimo wszystko będzie pisane o nas. O mnie, oraz żonie mojej Nati, Natalii, w domu skrywającej się pod pseudonimem roboczym - Miś. Życie codzienne nasze będzie główną treścią. By wszyscy, których los nasz szczątkowo bo szczątkowo, ale trochę interesuje mogli być z nami na bieżąco i wiedzieli co w naszym życiu piszczy. Z czasem, jak otrzaskanie w temacie na mnie spłynie w sposób nieograniczony, wesprę się być może i zdjątkiem ciekawym.
Trudziłem się pisarstwem mail-i namiętnie (przyznaję, nie do wszystkich), lecz trudna to rzecz wyprodukować trzeci, czwarty, piąty w kolejności z treścią zawierającą prawie dokładnie te same wydarzenia. Bywało więc, że dla urozmaicenia akcji me opowieści były nieco podrasowane fikcją, dając upust fantazji. Lecz z tym już koniec! Prawda i sama prawda wyzierać będzie z moich wpisów (tak to się nazywa?). Teraz będzie wszystko w kupie. Każdy kto zechce będzie mógł sobie przeczytać, co się u nas dzieje za wielką wodą. Nie do końca tylko jestem pewien, czy normalność naszego życia okaże się być dostarczycielem wystarczającej weny i tematów do opisywania? Może i Miś czasem coś kliknie? 

Niewiadomą pozostaje częstotliwość wypuszczania kolejnych wpisów? Przede wszystkim regularność, bo regularność w tym fachu rzecz ważna. Zatem, by podporządkować jej swe działania, zakładam, że będzie to jeden tekst tygodniowo. Tydzień, to czas nie za długi, nie za krótki, a w sam raz by go opisać. Sporną i nie rozstrzygniętą dotąd kwestią, pozostaje wybór dnia publikacji. Poniedziałek kiedy smutno, bo do tyrki trzeba dymać? Piątek, by dobrze nastawić na nadciągający weekend? Wtorek, kiedy w zasadzie wiadomo, że roboty i tak się nie przerobi, więc w przerwie między Fejsem, a Wyborczą można zerknąć co w Zoo? Itd. Sie zobaczy. W każdym razie na początku raz w tygodniu, ale zwykle w ten sam dzień. Słowo „zwykle” jest tu kluczowe i stanowi fundament wypowiedzi. Żeby mi później jakiś gamoń nie wyskakiwał z pretensjami „a dlaczego dziś nic nie napisałeś?”.


Tyle założeń wstępnych. Można powiedzieć, że zacząłem.    

Komentarze

  1. WItaj Wilku!
    Nareszcie. Już nie mogę doczekać się wtorku.
    Wspaniale!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy.
    Mnie się nie udało.

    OdpowiedzUsuń
  3. A zdjecia beda?
    To napisalam ja - Zona Autora :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Food Adventure, Part 1 – wpis gościnny o jedzeniu.

Singapur ma niewiele zalet (tu czytelnicy kręcą głowami z niedowierzaniem), a jedną z nich jest niewątpliwie dostęp to lokalnej kuchni. Przy czym lokalna oznacza niemal całą Azję Południowo-Wschodnią, zatem jedzenie malajskie, indonezyjskie, tajskie, hinduskie, wietnamskie... no i oczywiście singapurskie. Jest w czym wybierać i nasze początki w Singu były jedną wielką wyprawą degustacyjną. W tej chwili wiele lokalnych dań już nam się opatrzyło i z przyjemnością gotujemy w domu bądź chodzimy do „zachodnich” restauracji. Mamy jednak stałe lokalne miejscówki i o jednej z nich będzie dzisiejszy wpis.

Connecting dots - wpis gościnny o meblach

Kiedy byłam dzieckiem bardzo lubiłam konkrenty rodzaj łamigłówki dla dzieci – łączenie ponumerowanych kropeczek, z których powstawały kształty. Takie łamigłówki były na przykład w weekendowym Głosie Szczecińskim. Z kolei w początkowej fazie nauki matematyki najbardziej lubiłam zbiory i części wspólne. I tak mi jakoś zostało – lubię łączyć ze soba fakty, lubię doszukiwać się pokrewieństw i owych części wspólnych – wspólnych przeżyć, historii, pochodzenia. Wierzę też w znaki. Nie, nie drogowe, raczej takie wskazówki od losu. Tym przydługim wstępem wprowadzam Was w kontekst tego wpisu. To naprawdę będzie o meblach. I o częściach wspólnych też.

Raport z kolonii zamorskich - odc.1

Wiem, wiem, trochę pojechałem ostatnim razem. Opowiadania mi pisać, nie blog. Na przyszłość postaram się zdecydowanie bardziej kondensować posty. Poza tym, biję się w pierś lekuchno na znak skruchy. Dostrzegłem w tym moim ostatnim pisaniu delikatniusieńką i ledwie dostrzegalną chęć zabłyśnięcia. No ale ja to już jestem taki malutki pozerek, co to lubi czasem pobłyszczeć.