Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

Sobota na dzielni - zapis w systemie fotovideo

Szturmem wzięła Singapur w miniony weekend Formuła 1. Stwór przeraźliwie głośny i tłumy przyciągający. W chwilach gdy Robek Kubica laury gromadził, wzbudzał ów sport w nas ograniczone zainteresowanie, a obecnie kojarzy mi się jedynie z wyścigiem kosiarek do trawy. Na tę okoliczność postanowiliśmy z Misiem tereny  tzw. Down Town, gdzie wyścig się odbywa, szerokim łukiem omijać. Sobotę zapoczątkowaliśmy długim i leniwym śniadaniem, by na resztę dnia przenieść się do East Coast Parku, który rozciąga się wzdłuż plaży. Niezbyt okazały zapis - lecz zawsze jakiś - fotovideo, to próba fragmentarycznego uwiecznienia tych zdarzeń. Początki bywają trudne, ale być może w przyszłości i w odpowiedzi na zapotrzebowanie będą się pojawiać częstsze relacje typu fotovideo.

Raport z kolonii zamorskich - odc.2 - Kolacja

Nie ukrywam, mam ochotę na częstsze stukanie w klawiaturkę aniżeli raz w tygodniu. Wyrobić mi się jednak ciężko. Obawy o niedobór tematów, które gdzieś na początku mną targały, uleciały. Z sensem lub nie, mógłbym stukać dzień po dniu, lecz brak mi dostatecznej ilości jednostek czasowych. Są tacy, co pewnie ostro się nad tym głowią. Ptak ze mnie niebieski, co to tyrkę od dawna omija z daleka i czego jak czego, ale czasu powinienem posiadać w nadmiarze. Otóż, nie bardzo. Na przekór temu, wojnę wydać postanowiłem, żelaznej dotychczas regule zakładającej jeden wpis tygodniowo. Czy będzie to kontynuowana w przyszłości świecka tradycja, czy tylko jednorazowy strzał, historia wojen rozstrzygnie?

Raport z kolonii zamorskich - odc.1

Wiem, wiem, trochę pojechałem ostatnim razem. Opowiadania mi pisać, nie blog. Na przyszłość postaram się zdecydowanie bardziej kondensować posty. Poza tym, biję się w pierś lekuchno na znak skruchy. Dostrzegłem w tym moim ostatnim pisaniu delikatniusieńką i ledwie dostrzegalną chęć zabłyśnięcia. No ale ja to już jestem taki malutki pozerek, co to lubi czasem pobłyszczeć.

Raport o stanie Państwa

Miesiąc, kiedy ponownie zstąpił ja do singapurskiego raju po dwumiesięcznym z nim rozbracie. Doniosła chwila opuszczania najbardziej odjazdowego z odjazdowych lotnisk, gdy ostatnie drzwi przede mną były się rozwarły umożliwiając kontakt nieograniczony z lepką, ciepłą, wilgotną mazią wiszącą w powietrzu, sprawiła, iż poczułem się jak wybraniec. Nie zabłądziłem. To niewątpliwie Singapur. Wątpliwości mnie wszelkie opuściły jak Misia ujrzałem radośnie podskakującego na mój widok za szklaną ścianką, co to separuje tych, którzy już są w rzeczonym raju, od tych, którzy zaszczytu tego być może za chwilę dostąpią.

Zaczynam

Stało się. Obsesyjne pożądanie sławy lub też zwykła potrzeba postukania w klawiaturkę okazały się być wystarczającym ładunkiem by złamać mój opór. Rozpoczynam żmudną robotę produkowania własnego bloga. Wzbraniałem się przed wyzwaniem szmat czasu, albowiem gdyż stosunek do twórczości wszelkiej blogerskiej mam mocno ostrożny od kiedy twórczość owa eksplodowała do granic niespotykanych. Niestety przypadki nie pojedyncze dowodzą, że działalności takiej niektórym  należałoby zakazać. Obawa, że i ja dołączę do tego grona duża, ale na lament za późno. Zacząłem atakować świat swą twórczością, będę więc ciągnął. Przynajmniej przez czas jakiś, dopóki internetu mi nie odetną.