Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2014

Raport z kolonii zamorskich - odc.14 - O Świętach, po Świętach

Niestety, czas nie stoi w miejscu. Święta, do których naród zbroi  się od chwili kiedy ostatnia heloween-owa dynia przerobiona zostanie na zupę, minęły bezpowrotnie. Prezenty rozdane, spotkania z dawno nie widzianym wujkiem Zygmuntem, który co roku opowiada te same dowcipy, ciocią Irminą, dla której pierogi są zawsze za słone oraz zgorzkniałym kawalerem i hodowcą rybek akwariowych w jednym, nudnym kuzynem Wiesławem z Boleszkowic, odpękane. Nie było chyba tak źle? Święta czynią cuda. Kolejne spotkanie z rodziną dopiero za rok. Jest więc czas, by uzbroić się w cierpliwość i wyrozumiałość.  Nasze Święta upłynęły leniwie i w majestatycznym tempie. O ciepłej atmosferze wspominać nie będę, bo doświadczamy jej na co dzień, w sposób dosłowny. W czasie kolacji wigilijnej podjęliśmy zestaw gości międzynarodowy i odległy   kulturowo polskiej tradycji. Gości, dla których otoczka i rytuały związane ze Świętami są całkowicie obce. Jako blogo rejestrator, nie mogłem przepuścić takiej gratki i tema

Raport z kolonii zamorskich - odc.13 - Świątecznie, bajecznie

Przygotowania do Świąt na ostatniej prostej lub na wyjściu z wirażu ją poprzedzającego. Tym, którzy jeszcze się do nich nie zabrali, radzę zakasać rękawy i brać ostro do roboty, bo czasu niewiele. Siekierka w dłoń i do lasu chojak wyfasonować na początek sugeruję. Również tych, co z wizytą w Mikołajowych magazynach zwlekają, przestrzegam. Nie róbcie tego na ostatnią chwilę. Mikołaj sklepik może zwinąć i z umyślonego prezentu nici. Może więc zmitygować co bardziej opornych i do obdarowywania nieskorych, sposobem Stasia Królaka , co to pompką rowerową, zawodników radzieckich podczas pokojowego wyścigu okładał? Bożę Narodzenie zatem tuż, tuż. Radosna, podniosła i pełna przekleństw - kiedy piernik się przypala, a pierogi nie chcą sklejać - atmosfera świątecznej gorączki staje się coraz bardziej odczuwalna. Kiedy zsumować do tego George Michaela, który po raz enty z bólem i żałością przypomina o swoich ostatnich Świętach, niezręcznie byłoby stukać na temat inny, skoro Christmas is all ar

Food Adventure, Part 1 – wpis gościnny o jedzeniu.

Singapur ma niewiele zalet (tu czytelnicy kręcą głowami z niedowierzaniem), a jedną z nich jest niewątpliwie dostęp to lokalnej kuchni. Przy czym lokalna oznacza niemal całą Azję Południowo-Wschodnią, zatem jedzenie malajskie, indonezyjskie, tajskie, hinduskie, wietnamskie... no i oczywiście singapurskie. Jest w czym wybierać i nasze początki w Singu były jedną wielką wyprawą degustacyjną. W tej chwili wiele lokalnych dań już nam się opatrzyło i z przyjemnością gotujemy w domu bądź chodzimy do „zachodnich” restauracji. Mamy jednak stałe lokalne miejscówki i o jednej z nich będzie dzisiejszy wpis.

Raport z kolonii zamorskich - odc.12 - Choinka

Po trzech latach, powodowani regularną przedświąteczną nostalgią i rzewnymi wspomnieniami - jak to z nią fajnie, choinkę żywą i najprawdziwszą z prawdziwych zdecydowaliśmy się ugościć w tym roku. Stanęła u nas w miniony piątek, by serca nam radować i okres świąteczny umilać.

Raport z kolonii zamorskich - odc.11 - Szanghaj, kolor ponurej szarości

Gdybym zamieszkać miał kiedyś w Szanghaju, To tylko będąc wiecznie na haju. Bo miasto na trzeźwo to nie do przyjęcia, Samo wpycha w nałogu objęcia.                                       G.Załubski 2014 Nawet u mnie, nieroba cyklicznego, zdarzają się chwile, kiedy czas biegnie zastraszająco szybkim tik-tak nijak nie dając się przyhamować. Dlatego dopiero teraz, spory poślizg nadrabiając, szanghajskie wrażenia dokumentuję. Przezornością się jednak zawczasu wykazałem, jako ten król Jagiełło, co to nasz oręż po lasach był skrywał. Poczynione spostrzeżenia na karteczkach punktowałem, niepewny swej zawodnej chwilami pamięci, by o wszystkim tym co zobaczyłem w odpowiednim czasie światu donieść. Czas ten odpowiedni właśnie nastał.

Raport z kolonii zamorskich - odc.10 - Maid, urządzenie do wszystkiego

Wróciłem. Wszak powiedziane jeszcze nieco na wyrost, zważywszy, że klepię klawiaturę kilka tysięcy metrów nad ziemią, niesiony skrzydłami Malaysia Airlines na trasie Szanghaj – Kuala Lumpur, ale uparcie wierzę, że do celu dotrę bez draśnięcia. Przecież nic Malezyjczykom w ostatnich tygodniach nie spadło. Przede mną jeszcze trzy godziny lotu, plus godzinka z KL do Singu. Więc Szanghaj mogę powiedzieć zaliczony. Wrażenia spiszę wkrótce. Wcześniej, zamierzam poświęcić uwagę mobilnemu urządzeniu mającemu w Singapurze zastosowanie wielorakie i nieograniczone – Maid.