Niestety, czas nie stoi w miejscu. Święta, do których naród zbroi się od chwili kiedy ostatnia heloween-owa dynia przerobiona zostanie na zupę, minęły bezpowrotnie. Prezenty rozdane, spotkania z dawno nie widzianym wujkiem Zygmuntem, który co roku opowiada te same dowcipy, ciocią Irminą, dla której pierogi są zawsze za słone oraz zgorzkniałym kawalerem i hodowcą rybek akwariowych w jednym, nudnym kuzynem Wiesławem z Boleszkowic, odpękane. Nie było chyba tak źle? Święta czynią cuda. Kolejne spotkanie z rodziną dopiero za rok. Jest więc czas, by uzbroić się w cierpliwość i wyrozumiałość. Nasze Święta upłynęły leniwie i w majestatycznym tempie. O ciepłej atmosferze wspominać nie będę, bo doświadczamy jej na co dzień, w sposób dosłowny. W czasie kolacji wigilijnej podjęliśmy zestaw gości międzynarodowy i odległy kulturowo polskiej tradycji. Gości, dla których otoczka i rytuały związane ze Świętami są całkowicie obce. Jako blogo rejestrator, nie mogłem przepuścić takiej gratki i tema