Przejdź do głównej zawartości

Posty

Raport z kolonii zamorskich - odc.22 - Rozejm

Przyznam, że nie do końca koncepcję opracowałem dotyczącą ram tematycznych dzisiejszego wpisu. Pisanie jakby coraz większy ból mi sprawiało. Podstawowe założenie czerpania  przyjemności gdzieś się chwilowo ulotniło. Po kiego grzyba się więc męczę i napierdzielam w klawiaturę? Może dlatego, że pisarczyk ze mnie niespełniony? Chaos dopuszczam dzisiaj do głosu na skalę dotąd tu niespotykaną. Nie wiem o czym będę pisał. Będzie to ostatni, nieco szaleńczy wpis o tym co jeszcze na blogu nie zostało zawarte. 

Food Adventure, Part 3 – czyli o tradycyjnej czwartkowej kolacji w Little India

Pamiętam jak dziś pierwszy wieczór w Singapurze i moją pierwszą kolację. Wybór padł na hinduskie jedzenie. Tak, przy całym wachlarzu dostępnych lokalnych kuchni, zdecydowałam się na coś już znanego, więc bezpiecznego. Dopiero później przyszło mi się przekonać, jak różnorodna jest hinduska kuchnia, ile w niej niespodzianek i jak niewiele o niej wiedziałam z wyłącznie europejskich doświadczeń.

Raport z kolonii zamorskich - odc.21 - Rozważania o przyszłości

Do powolnego wygasza nia „Co za żucie” się przygotowuję. Wraz z opuszczeniem Singapuru, po sześciu miesiącach istnienia, blog przejdzie do historii. Zawistnym prześmiewcom satysfakcji ani myślę jednak dostarczać. Obietnice złożyłem pisania nie porzucać i w postanowieniu zamierzam wytrwać jak Wołodyjowski w Kamieńcu, z tą tylko różnicą, że ja wysadzać się nie mam zamiaru. Pisanie przyjemność mi sprawia, a że zadowolony mężczyzna w domu to i awantur mniej i do kieliszka jakby rzadziej zagląda, więc trwać w postanowieniu będę. Nie sądziłem kiedy pisać blog zaczynałem, że tak mnie to pochłonie i tyle frajdy przyniesie. Blog zatem powróci. W nowym wydaniu, chciałbym formę nieco odmienioną mu nadać. Spersonalizować. Głównie od strony techniczno wizualnej. Zastanawiam się nad przyciągnięciem większego grona czytelników. Staram się rozgryzać fenomen innych blogów i edukację zbierać na fachowych stronach. Nie ukrywam, pragnienie sławy i popularności, na które jestem łasy mną kierują.  Niestety

Raport z kolonii zamorskich - odc.20 - Singapurczyk, dziwna konstrukcja

Jak żaden dotychczas, ten wpis przyszedł mi w dużych męczarniach. Bez mała tydzień stukania w bólach. Przez moment rozważałem, czy aby nie zawiesić procesu twórczego, bo bryndza wychodziła nie do czytania. Zdanie pisałem, dwa wykreślałem. Chciałem być zabawny, co nie wychodziło zupełnie, siliłem się na żarty, które nie śmieszyły, a próby utrzymania humorystycznej konwencji przeradzały się w dramat. Finalnie uznałem, że albo tekst całkowitej korekcie poddam, albo szeroki łuk zataczając w koszu wyląduje. Wybrałem pierwsze rozwiązanie, kierowany głównie żalem i niechętnym nastawieniem pozbywania się tekstu, w który zainwestowałem już nieco czasu. Mam nadzieję, że choć w niewielkim stopniu zdołałem go poprawić, bo moim zdaniem i tak jest lepiej niż było.

Raport z kolonii zamorskich - odc.19 - Prawda czasu, prawda ekranu

Ubiegłoroczny Nataliowy projekt kinematograficzny zakończony, a my wciąż nie zwalniamy. Do kina po prostu chodzić lubimy. Bo to i pocałować się można bez świadków, za rękę potrzymać itd... Tym razem wybór padł na „The Imitatation Game”. Fabuły opowiadać nie zamierzam. Większości lepiej lub gorzej jest znana, a kto zupełnie niezorientowany wesprzeć się może tutaj . Nati, która nagle ciekawością historyczną zapałała od kilku tygodni namawiała mnie do filmu obejrzenia. Ja zaś na pozycjach się okopałem i zbojkotować film postanowiłem, obrażony na fałszerstwa historyczne w nim zawarte. I gdyby nie fakt, że Edyta z Michałem wyrazili ochotę by wybrać się do kina, pewnie bym filmu nie obejrzał. Tak więc w niedzielny wieczór, nie decydując sie na colę i pop-corn zasiedliśmy w kinowej sali. 

Raport z kolonii zamorskich - odc.18 - Pulau Ubin

W minioną sobotę, wylądowaliśmy na Pulau Ubin , niewielkiej wyspie należącej do Singapuru. Towarzyszyli nam Edyta i Michał, których zdjęcia niestety uwiecznić nie zdołały, ale słowo honoru, byli. I my, i Oni powoli zbliżamy się do odtrąbienia odwrotu z Singapuru, a Pulau Ubin znajdowało się na liście miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć, lecz dotąd jeszcze nie widzieliśmy lub tych, w których byliśmy, ale na tyle dawno, że chcemy do nich wrócić jeszcze raz.

Food Adventure, Part 2 – po wietnamsku w Chinatown, z Żoną Autora.

Jak każde szanujące się kosmopolityczne miasto, także Singapur posiada swoje Chinatown. Miejsce to bardzo turystyczne, kiczowate, ale mimo wszystko warte odwiedzenia. Szczególnie wieczorem gdy zbliża się jakieś chińskie święto. Przystrojone jest wtedy różnobarwnymi lampionami, często można trafić na występy artystyczne różnej maści. Jeśli akurat nie zbliża się żaden festiwal, warto zejść z tych najbardziej zatłoczonych uliczek pełnych straganów dla turystów i pozaglądać tam, gdzie siedzą lokalesi.