Przejdź do głównej zawartości

Raport z kolonii zamorskich - odc.19 - Prawda czasu, prawda ekranu

Ubiegłoroczny Nataliowy projekt kinematograficzny zakończony, a my wciąż nie zwalniamy. Do kina po prostu chodzić lubimy. Bo to i pocałować się można bez świadków, za rękę potrzymać itd...
Tym razem wybór padł na „The Imitatation Game”. Fabuły opowiadać nie zamierzam. Większości lepiej lub gorzej jest znana, a kto zupełnie niezorientowany wesprzeć się może tutaj. Nati, która nagle ciekawością historyczną zapałała od kilku tygodni namawiała mnie do filmu obejrzenia. Ja zaś na pozycjach się okopałem i zbojkotować film postanowiłem, obrażony na fałszerstwa historyczne w nim zawarte. I gdyby nie fakt, że Edyta z Michałem wyrazili ochotę by wybrać się do kina, pewnie bym filmu nie obejrzał. Tak więc w niedzielny wieczór, nie decydując sie na colę i pop-corn zasiedliśmy w kinowej sali. 



My, naród polski, czuli jesteśmy na tle naszych zasług i dumy narodowej niekiedy źle pojmowanej. Nie lubimy kiedy ktoś robić nas w balona zamierza chwały pozbawiając. Więc co się mnie dziwić? Świadomy byłem, iż film jest na bakier z rzetelnym przedstawieniem prawdy historycznej. Książkę o losach Enigmy czytałem i programów tematycznych kilka Bogusława Wołoszańskiego obejrzałem, to i wiedzę stosowną posiadam. Mimo wszystko, jakoś to sobie częściowo usprawiedliwiłem w nadziei, że film chociaż wiernie odzwierciedli życie Alana Turinga lub jego fragment.
Guzik. Film jeśli nie słaby, to mocno przeciętny. Bez emocji, bez napięcia. Nie wiadomo na czym się skupia? Tło historyczne jest mocno fałszowane. Na podstawie filmu można odnieść wrażenie, że Brytyjczycy sami wojnę z nazistami prowadzili, bez jakiegokolwiek wsparcia, ucierpieli w niej jak mało kto i zmuszeni byli w dodatku sami tę wojnę wygrać bez niczyjej pomocy. Udział Polaków w operacji „Enigma” dostrzeżony jest dwoma, kpiąco brzmiącymi zdaniami, a ukazanie stworzenia maszyny do dekryptażu pokazane w sposób nie do końca zgodny z prawdą. Film nie obrazuje również wystarczająco życiorysu Turinga. Tu także idzie po łebkach. Keira Knightley - zgodzić się muszę z Nati, co robię niechętnie - zagrała kolejny raz tą samą rolę  prostej, angielskiej dziewczyny z charakterem i misją. Film nie wykorzystuje możliwości tematu na jaki się porwał. Nie jest to film wiernie oddający prawdę o pracy nad maszyną deszyfrującą, jak również niewiele się z niego można dowiedzieć o życiu wybitnego matematyka. Gdyby nie wsparcie Wiki, z fimu wyniósłbym niewiele na temat jego osoby. 
Jaśniejszą stroną filmu jest obsada. Niestety tylko dla sekcji damskiej. Benedict Cumberbatch o  uznanej reputacji wśród pań oraz Matthew Goode. W mojej opinii, to wśród tej dwójki ukrywa się potencjalny przyszły James Bond.

Komentarze

  1. To nie jest zly film. Tylko ja spodziewalam sie duzo, duzo wiecej. Cumberbatch zagral swietnie :)

    Wieksze wrazenie zrobil na mnie film "Theory of Everything".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Food Adventure, Part 1 – wpis gościnny o jedzeniu.

Singapur ma niewiele zalet (tu czytelnicy kręcą głowami z niedowierzaniem), a jedną z nich jest niewątpliwie dostęp to lokalnej kuchni. Przy czym lokalna oznacza niemal całą Azję Południowo-Wschodnią, zatem jedzenie malajskie, indonezyjskie, tajskie, hinduskie, wietnamskie... no i oczywiście singapurskie. Jest w czym wybierać i nasze początki w Singu były jedną wielką wyprawą degustacyjną. W tej chwili wiele lokalnych dań już nam się opatrzyło i z przyjemnością gotujemy w domu bądź chodzimy do „zachodnich” restauracji. Mamy jednak stałe lokalne miejscówki i o jednej z nich będzie dzisiejszy wpis.

Connecting dots - wpis gościnny o meblach

Kiedy byłam dzieckiem bardzo lubiłam konkrenty rodzaj łamigłówki dla dzieci – łączenie ponumerowanych kropeczek, z których powstawały kształty. Takie łamigłówki były na przykład w weekendowym Głosie Szczecińskim. Z kolei w początkowej fazie nauki matematyki najbardziej lubiłam zbiory i części wspólne. I tak mi jakoś zostało – lubię łączyć ze soba fakty, lubię doszukiwać się pokrewieństw i owych części wspólnych – wspólnych przeżyć, historii, pochodzenia. Wierzę też w znaki. Nie, nie drogowe, raczej takie wskazówki od losu. Tym przydługim wstępem wprowadzam Was w kontekst tego wpisu. To naprawdę będzie o meblach. I o częściach wspólnych też.

Raport z kolonii zamorskich - odc.1

Wiem, wiem, trochę pojechałem ostatnim razem. Opowiadania mi pisać, nie blog. Na przyszłość postaram się zdecydowanie bardziej kondensować posty. Poza tym, biję się w pierś lekuchno na znak skruchy. Dostrzegłem w tym moim ostatnim pisaniu delikatniusieńką i ledwie dostrzegalną chęć zabłyśnięcia. No ale ja to już jestem taki malutki pozerek, co to lubi czasem pobłyszczeć.