Ubiegłoroczny Nataliowy projekt kinematograficzny zakończony, a my wciąż nie zwalniamy. Do kina po prostu chodzić lubimy. Bo to i pocałować się można bez świadków, za rękę potrzymać itd...
Tym razem wybór padł na „The Imitatation Game”. Fabuły opowiadać nie zamierzam. Większości lepiej lub gorzej jest znana, a kto zupełnie niezorientowany wesprzeć się może tutaj. Nati, która nagle ciekawością historyczną zapałała od kilku tygodni namawiała mnie do filmu obejrzenia. Ja zaś na pozycjach się okopałem i zbojkotować film postanowiłem, obrażony na fałszerstwa historyczne w nim zawarte. I gdyby nie fakt, że Edyta z Michałem wyrazili ochotę by wybrać się do kina, pewnie bym filmu nie obejrzał. Tak więc w niedzielny wieczór, nie decydując sie na colę i pop-corn zasiedliśmy w kinowej sali.
My, naród polski, czuli jesteśmy na tle naszych zasług i dumy narodowej niekiedy źle pojmowanej. Nie lubimy kiedy ktoś robić nas w balona zamierza chwały pozbawiając. Więc co się mnie dziwić? Świadomy byłem, iż film jest na bakier z rzetelnym przedstawieniem prawdy historycznej. Książkę o losach Enigmy czytałem i programów tematycznych kilka Bogusława Wołoszańskiego obejrzałem, to i wiedzę stosowną posiadam. Mimo wszystko, jakoś to sobie częściowo usprawiedliwiłem w nadziei, że film chociaż wiernie odzwierciedli życie Alana Turinga lub jego fragment.
Guzik. Film jeśli nie słaby, to mocno przeciętny. Bez emocji, bez napięcia. Nie wiadomo na czym się skupia? Tło historyczne jest mocno fałszowane. Na podstawie filmu można odnieść wrażenie, że Brytyjczycy sami wojnę z nazistami prowadzili, bez jakiegokolwiek wsparcia, ucierpieli w niej jak mało kto i zmuszeni byli w dodatku sami tę wojnę wygrać bez niczyjej pomocy. Udział Polaków w operacji „Enigma” dostrzeżony jest dwoma, kpiąco brzmiącymi zdaniami, a ukazanie stworzenia maszyny do dekryptażu pokazane w sposób nie do końca zgodny z prawdą. Film nie obrazuje również wystarczająco życiorysu Turinga. Tu także idzie po łebkach. Keira Knightley - zgodzić się muszę z Nati, co robię niechętnie - zagrała kolejny raz tą samą rolę prostej, angielskiej dziewczyny z charakterem i misją. Film nie wykorzystuje możliwości tematu na jaki się porwał. Nie jest to film wiernie oddający prawdę o pracy nad maszyną deszyfrującą, jak również niewiele się z niego można dowiedzieć o życiu wybitnego matematyka. Gdyby nie wsparcie Wiki, z fimu wyniósłbym niewiele na temat jego osoby.
Jaśniejszą stroną filmu jest obsada. Niestety tylko dla sekcji damskiej. Benedict Cumberbatch o uznanej reputacji wśród pań oraz Matthew Goode. W mojej opinii, to wśród tej dwójki ukrywa się potencjalny przyszły James Bond.
To nie jest zly film. Tylko ja spodziewalam sie duzo, duzo wiecej. Cumberbatch zagral swietnie :)
OdpowiedzUsuńWieksze wrazenie zrobil na mnie film "Theory of Everything".