Przejdź do głównej zawartości

Sobota na dzielni - zapis w systemie fotovideo


Szturmem wzięła Singapur w miniony weekend Formuła 1. Stwór przeraźliwie głośny i tłumy przyciągający. W chwilach gdy Robek Kubica laury gromadził, wzbudzał ów sport w nas ograniczone zainteresowanie, a obecnie kojarzy mi się jedynie z wyścigiem kosiarek do trawy. Na tę okoliczność postanowiliśmy z Misiem tereny  tzw. Down Town, gdzie wyścig się odbywa, szerokim łukiem omijać.
Sobotę zapoczątkowaliśmy długim i leniwym śniadaniem, by na resztę dnia przenieść się do East Coast Parku, który rozciąga się wzdłuż plaży. Niezbyt okazały zapis - lecz zawsze jakiś - fotovideo, to próba fragmentarycznego uwiecznienia tych zdarzeń. Początki bywają trudne, ale być może w przyszłości i w odpowiedzi na zapotrzebowanie będą się pojawiać częstsze relacje typu fotovideo.








Co sobotni od kilku tygodni zestaw śniadaniowy – goferki. Ich recepturę staram się dopieścić z każdą kolejną sobotą. Uczciwie powiem, bo tu mówię tylko prawdę, te – goferki rzecz jasna -  z ostatniej soboty wyszły numero uno onczo. Na zdjątku mogą wydawać się ciut przychajcowane, ale nie. Te przybrązowienia to efekt cukru muscovado (jak sądzę). Wersję wyjściową przepisu porzuciłem i na obecnym etapie trzaskam na oko. Oprócz cukru muscovado, zamiast mąki zwykłej, dodaję mąkę pełnoziarnistą, co niektórym może nie odpowiadać, ale gofry mają wtedy szlachetniejszy smak, nieco wiórków kokosowych, i sporo masła. Masła nie rozpuszczam wcześniej, jedynie jajeczne białka rozdzielam od żółtek i ubijam osobno na sztywno. Na końcu dodaję ubite i mieszam już nie mikserem, a delikatnie łyżką. A i byłbym zapomniał, wrzucam jeszcze garść wiórków czekoladowych, które w czasie smażenia się rozpuszczają. No bajka! Trzeba jedynie pilnować by gofry były lekuchno przyrumienione, lecz nie za mocno. Wychodzą puszyste i z wierzchu chrupiące. Z dżemikiem (niemieckim) nutellką (polską), masłem orzechowym (amerykańskim), malutkimi, słodkimi banankami, jabłkiem, rozwalają na łopatki. O przepis nie pytajcie, bo jak prawdziwy szef kuchni, przepisami się nie dzielę.


































Komentarze

  1. Profeska się robi, ładnie powklejałeś zdjęcia. Widziałam już w piątek, ale nie wpisywałam się, aby na nadgorliwca nie wyjść.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze zdejciami fajniej, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie atrakcyjniej. Są jeszcze puste okieneka (5szt.), jakby się kilka zdjęć nie wczytało, ale grafika zmierza w dobrym kierunku :-)
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  4. No, żyje się! Ładne macie soboty na dzielni. A goferka bym wciągnęła. Ale te składniki są ..... nie ma ich tutaj w republice tropicanie. Szkoda. ALe dziękuję za natchnienie kulinarne i pobudzenie apetytu. :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorota, te ostatnie 5 okienek to filmy. Na poczatku tez ich nie widzialam, ale potem Greg cos zmienil w ustawieniach i teraz je widze.
    Ty nadal nie widzisz? Moze to kwestia przegladarki? Czego uzywasz: Explorer, Chrome, Firefox?

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, fototekstowideo rządzi. Od gofrów język mi uciekł...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Raport z kolonii zamorskich - odc.3

Witajcie w naszej bajce, gdzie słoń nie zagra na fujarce, tylko ja nieco posmęcę. Kolacja odpękana, nastała chwila relaksu. Ravioli ze szpinakiem oraz grzybami układa się w brzuchu, a białe wino pomaga trawić. Natomiast galaretka malinowa – przywieziona z Polski -  z odrobiną pokruszonych herbatników polanymi Bailey’s-em, jak zwykle świetnie sprawdziła się jako deser. Dziękować Bogu, że nie zapomniał stworzyć Włochów. Ostatki weekendu spędzamy na balkonie. Miś ze swoim tablecikiem, którego testuje od tygodnia, ja po przeciwpołożnej, z lapkiem. Pora by posklejać literki w słowa i przesłać cotygodniowy raport.

Home hunting – wpis gościnny o poszukiwaniu mieszkania

Tu Żona Autora, znowu. Było już o meblach, było też (przedostatni wpis Autora) o miejscach, gdzie mieszka i żyje prawdziwy Singapur, więc teraz będzie o naszym singapurskim domu. O tym dlaczego i jak szukaliśmy, gdzie i co znaleźliśmy oraz dlaczego właśnie to mieszkanie. Chociaż odpowiedź na to ostatnie pytanie właściwie już znacie, bo wskazówka  była w poprzednim gościnnym wpisie.

Raport z kolonii zamorskich - odc.14 - O Świętach, po Świętach

Niestety, czas nie stoi w miejscu. Święta, do których naród zbroi  się od chwili kiedy ostatnia heloween-owa dynia przerobiona zostanie na zupę, minęły bezpowrotnie. Prezenty rozdane, spotkania z dawno nie widzianym wujkiem Zygmuntem, który co roku opowiada te same dowcipy, ciocią Irminą, dla której pierogi są zawsze za słone oraz zgorzkniałym kawalerem i hodowcą rybek akwariowych w jednym, nudnym kuzynem Wiesławem z Boleszkowic, odpękane. Nie było chyba tak źle? Święta czynią cuda. Kolejne spotkanie z rodziną dopiero za rok. Jest więc czas, by uzbroić się w cierpliwość i wyrozumiałość.  Nasze Święta upłynęły leniwie i w majestatycznym tempie. O ciepłej atmosferze wspominać nie będę, bo doświadczamy jej na co dzień, w sposób dosłowny. W czasie kolacji wigilijnej podjęliśmy zestaw gości międzynarodowy i odległy   kulturowo polskiej tradycji. Gości, dla których otoczka i rytuały związane ze Świętami są całkowicie obce. Jako blogo rejestrator, nie mogłem przepuścić takiej gratki i tema